
Skazani na „tycie”
Skazani na „tycie”
Zmiana nawyków żywieniowych, większa aktywność fizyczna niż do tej pory oraz nasza świadomość z zakresu odżywiania powinna w znaczący sposób wpłynąć na nasz organizm, a jeśli jest taka konieczność zredukować naszą wagę do optymalnej. Co jednak zrobić, kiedy nasze starania idą na „marne”? Jak nie zniechęcać się i nie tracić wiary, że uda nam się osiągnąć upragniony cel (czyli być zdrowym i pięknym)?
To pytanie pewnie zadaje sobie wielu pacjentów, którzy rozpoczynają zawiłą i krętą drogę w walce zarówno z chorobą i utratą wagi. Punktem wyjścia jest znalezienie świetnego specjalisty. Jeśli mamy problemy na poziomie hormonalnym – endokrynologa, jest cierpimy na cukrzycę bądź też ostatnio coraz częściej diagnozowaną insulinooporność – dobrego diabetologa, jeśli „posiadamy” wysoką prolaktynę bądź inne pokrewne hormony – lekarza ginekologa, endokrynologa itd. Wierzcie, że hormony same się nie informują. To nie działa tak, jak w przypadku cukrzycy, iż wykluczając produkty z wysokim IG, licząc wymienniki węglowodanowe, białkowe etc. po pewnym czasie wszystko wróci do normy. Nie wróci. Bez ustabilizowania gospodarki hormonalnej nasze wysiłki nie przyniosą nic dobrego. Niestety, często zdarza się tak, że te nieszczęsne hormony „psują” przy okazji jeszcze inne parametry ambulatoryjne. Można doszukać się pewnej prawidłowości np. przy PCOS często diagnozuje się insulinooporność, przy HASHIMOTO – nietolerancje pokarmowe na gluten i laktozę lub mleko krowie, a także podwyższony poziom prolaktyny i insulinooporność. Nie jest oczywiście powiedziane, że pacjent chorujący na jedną jednostkę chorobową będzie posiadał od razu kilka kolejnych. Choć w praktyce często tak się zdarza. Oczywiście dieta, w tym przypadku niejako przymusowa ma na celu usprawnić działanie, już i tak nadszarpniętego metabolizmu. Jednak musi być ona stosowana na równi z dobrze dobranymi lekami (farmakologiczny aspekt jest tu niezbędny). Jeśli wyrównane zostaną parametry ambulatoryjne to wówczas możemy myśleć o procesie redukcji wagi, tak na 100 %. Niestety, póki to nie nastąpi efekty zawsze będą niemiarodajne do włożonego wysiłku.
Bardzo często (i poniekąd wcale się nie dziwię, że przy braku efektów tak się dzieje) pacjenci „rzucają” te dobre nawyki żywieniowe i zapętlają się w jeszcze większy kozi róg. Prawidłowość dieta – sport, nie działa więc pozostaje sport – oczywiście w wersji optymistycznej… Ale takie założenie skutkuje tylko jeszcze większym wzrostom wagi, stanom depresyjnym, które wbrew pozorom pojawiają się dość często na skutek zwyczajnej bezradności.
Jeśli czytacie to (potencjalni lub obecni pacjenci) to wiedzcie, że każda zdrowa i dobrze zbilansowana dieta na pewno organizmowi pomoże – samo zdrowe odżywianie nie może nikomu zaszkodzić! Ale stańcie na głowie by wasi lekarze traktowali was holistycznie (nie patrzyli tylko na swoją „działkę”), a traktowali jako złożony przypadek kliniczny. Bez takiego podejścia będą nas leczyć w nieskończoność. Albo co gorsza, sami będziemy leczyć siebie, albo diagnozować…
Ale światełko w tunelu jest zawsze – na szczęście są specjaliści, którzy potrafią współpracować z gronem dietetyków i odpowiednio dobrana farmakologia na podstawie dietę ułożoną „pod” daną jednostkę chorobową daje oczekiwane korzyści. Tylko czasami potrzeba na to czasu, dobrania odpowiedniego leku, utrafienia w odpowiednią dietę – każdy jest inny i czasami nawet medyczne zalecenia co do konkretnego postępowania w danej chorobie należy modyfikować konkretnie pod danego pacjenta – to, co jest dla wszystkich, jest dla nikogo! Głowa do góry, na każdego pacjenta jest „jakiś” sposób;
Opublikowano 15 Marca 2017,
Autor: Monika Papuga Sobczak