0

ODCHUDZANIE

Początek roku to dobry moment na spełnienie swoich postanowień noworocznych, w tym także postanowień dotyczących zgubienia zbędnych kilogramów – bo przecież lato tuż tuż, ani się obejrzymy. Jak większość postanowień tak i tych w ¾ nie udaje się spełnić. Jednak ta grupa osób, które dojrzały już do tego, że „coś” należałoby z sobą zrobić, podejmuje wyzwanie odchudzania. I nic nie byłoby w tym dziwnego, gdyby nie ich codzienne rozterki na diecie. Czego one dotyczą?Podstawowy dylemat to ten, który dotyczy ilości jedzenia. Na pierwszej wizycie pacjenci raczej obawiają się, czy ich porcje posiłków nie będą głodowe. Po kilku dniach z kolei stwierdzają, że jeszcze tak dużo nie jedli i zastanawiają się, czy aby źle nie interpretują jadłospisu, niechcący robiąc jakieś błędy. Statystycznie sytuacja wygląda tak, że pacjent przed wizytą u dietetyka już sam próbuje swoich sił w modyfikacji swojego menu. Ta modyfikacja najczęściej wiąże się z dość dużymi ograniczeniami, nierzadko z wykluczeniem pieczywa, kasz, makaronów, nabiału. Dlaczego? Bo w powszechnej opinii produkty te są demonizowane i uznawane za kaloryczne. W momencie, kiedy restrykcyjna dieta nie przynosi efektów, pacjenci sięgają po kolejny wariant, a więc sport. I z trybu kanapowego, przeskakują na tryb bardzo intensywnego wysiłku fizycznego. Tym samym będąc pełni nadziei i zaangażowania czeka ich kolejne rozczarowanie. Okazuje się, że głodowa dieta w połączeniu z intensywnym sportem, zamiast odchudzać, stabilizuje wagę, albo – co gorsza – często powoduje jej wzrost, czasami nawet dość duży. Wtedy ostatnią deską ratunku jesteśmy my – dietetycy.

Prawda stara jak świat jest taka – dieta redukcyjna jest dobra pod warunkiem, że jest zbilansowana, sport jest fantastyczny, kiedy jest wprowadzany do naszego trybu życia stopniowo. Weźmy pod uwagę fakt, że własnoręczne diety pacjentów mają ograniczoną liczbę kalorii. Nie są niestety zbilansowane pod kątem składników odżywczych. Najczęściej pacjenci zjadają pokarmy o kaloryczności poniżej ich podstawowej przemiany materii (PPM), czyli takiej, jaką organizm potrzebuje do życia (funkcje oddychania, krążenia, wydalania itp.). Jeśli zjadamy mniej, niż organizm potrzebuje do absolutnego minimum, nie możemy spodziewać się efektu spadku wagi. To trochę tak jakby do zabawki włożyć zamiast koniecznych 3 baterii Duracel, 2 sztuki o dużej mocy i wymagać, aby zabawka działała. Nie zadziała. Tak samo jest z naszym ciałem. Ono potrzebuje paliwa, nawet jeśli dieta ma na celu utratę kilogramów. Kolejny czynnik – sport. On był i zawsze będzie bardzo ważny podczas odchudzania. Jednak dozujmy sport, nie podawajmy na tacy wszystkiego, bo organizm przyzwyczai się szybciej niż myślimy do naszego wysiłku fizycznego – a my, żeby go przechytrzyć, powinniśmy mieć zawsze coś w zanadrzu. Jeśli podamy na tacy wszystko, wówczas nie będziemy mieć już czym naszego organizmu zaskoczyć. Co więcej, gorzej jest jeśli z tego bardzo intensywnego sportu zrezygnujemy, choćby z powodu braku czasu. Wówczas nasz organizm bardzo dotkliwie to odczuje.

Jak w każdej materii tak i w odchudzaniu należy zachować umiar. I nie warto rezygnować z czegoś na moment, wiedząc, że w normalnym zdrowym żywieniu trudno będzie to utrzymać. Właśnie należy przyjąć odwrotną strategię – jeść wszystko, co i tak od zawsze jedliśmy (z drobną korektą substancji tłustych i bardzo kalorycznych) i pamiętać o płynach, które są tak ważne podczas chudnięcia, a często o nich zapominamy. Wbrew pozorom to one napędzają nasz metabolizm, przyspieszają go i poprawiają nasze samopoczucie.

Do miłego!

Related Posts